Rośliny okrywowe do słońca i cienia cz. I

Temat roślin okrywowych czy zadarniających jest tak obszerny, że śmiało można by  książkę napisać. To co będę próbowała zrobić w tym artykule to przedstawić sylwetki najpopularniejszych roślin wykorzystywanych w ogrodach do pokrywania większych partii gruntu. Prawda jest jednak taka, że poza drzewami czy większym i krzewami większość roślin moglibyśmy potraktować jako rośliny zadarniające. Wystarczyłoby je posadzić na tyle gęsto aby tworzyły jednorodną plamę. Jest jednak spora grupa roślin, które same w sobie mają zdolności, aby rozpełznąć się zajmując kolejne partie wolnej przestrzeni. Robią to na różne sposoby. Jedne wypuszczają długie pędy, które po zetknięciu z ziemią natychmiast się ukorzeniają, inne robią to za pomocą podziemnych rozłogów. Są też takie, które najnormalniej w świecie rosną bardziej na szerokość niż na wysokość. Do zadarniania nadają się także niewielkie rośliny, które nie posiadają żadnej z tych cech, ale tylko w grupie potrafią stworzyć ładny dywan zieleni i tak też są stosowane.

Po co zadarniać?

Tworząc ogród materiałem wyjściowym jest dla nas goła ziemia. Nawet jeśli ją dobrze uprawialiśmy, ma fajną strukturę, została wzbogacona nawozami, to naturalnym jest, że za długo taka nie pozostanie. Z każdym kolejnym opadem deszczu coraz bardziej się wyjaławia. Gdybyśmy pozostawili to poletko naturze, ona natychmiast by ten proces powstrzymała. Pojawiłyby się chwasty, które pobierając potrzebne im do rozwoju pierwiastki z gleby ograniczałyby ich ucieczkę w głębsze jej warstwy. W miarę rozwoju pokryłyby większą powierzchnię gleby zacieniając ją jednocześnie swoimi liśćmi. Dzięki temu ograniczone staje się wyparowywanie wody. Nadchodzi zima i większość roślin traci organy nadziemne, które marzną, zasychają, a że Matka Natura sprzątać nie lubi ,liście się rozkładają i mamy wiosną nową dawkę materii organicznej w glebie. Jeśli w dodatku wśród tych roślin były takie, które pobierają azot z powietrza mamy glebę już sporo żyźniejszą niż była na początku. Piękne, prawda? A już nawet nie wspomnę o tym, że kiedy pojawiają się kwiaty a potem nasiona, a może nawet szkodniki ,to pojawiają się też ptaki, które nie mają oporów aby załatwiać się w miejscu gdzie spożywają posiłek. To daje nam kolejną partię nawozu :)

Co jednak jeśli jesteśmy ogrodnikami? Bo jesteśmy, prawda? Wówczas nie dopuścimy do scenariusza opisanego wyżej, bo zbyt wiele pracy zajęło nam przygotowanie ziemi. Jeśli z uporem będziemy wyrywać każdy pojawiający się chwaścik to po roku nasza ziemia będzie nic nie warta. Musimy sadzić jak najszybciej. Kiedy mamy już szkielet (drzewa, krzewy) i wszystkie inne zaplanowane nasadzenia to najczęściej zostaje nam i tak sporo czarno-szar0-brunatnej plamy. Mamy wówczas dwa wyjścia. Pierwsze to rozłożenie ściółki. Polecam przede wszystkim te organiczne- kompost, próchnica liściowa, kora, igliwie. Po pierwsze ograniczają one parowanie wody, a po drugie ulegają powolnemu rozkładowi dzięki czemu wzbogacamy glebę o materię organiczną. Najważniejsze, że gleba koniecznie musi zostać przykryta. A, że zieleni chcemy więcej możemy w tym miejscu wykorzystać rośliny zadarniające. Nie wszystkie będą tak samowystarczalne jak chwasty, o niektóre trzeba będzie dbać bardzo i troszczyć się, a niektóre raz posadzone nie będą o sobie przypominać zbyt często. Najśmieszniejsze jest to, że najpopularniejsza roślina służąca zadarnianiu jest jednocześnie najbardziej praco i czasochłonną. Czas na sylwetki:

 

1) Życica trwała, kostrzewa czerwona, wiechlina łąkowa czyli … tzw. trawnik.

trawnik011

 

 

Tak, nie ma chyba popularniejszych roślin stosowanych przy zadarnianiu niż trawy. O pielęgnacji trawnika nie będę się rozwodzić, bo jest to temat na osobny artykuł. Zastanawiam się tylko nad alternatywą, nad roślinami, które można spróbować trzymać tak nisko jak trawę i które by się rozkrzewiały pozostając żywo-zielonymi. I wiecie o czym pomyślałam? O krwawniku pospolitym. Mam za ogrodzeniem pas czegoś czego trawnikiem nikt by nie nazwał- wszystko to co rosło zanim się wprowadziliśmy- trochę traw, reszta to różnej maści chwasty. Całość jest regularnie koszona. Zauważyłam, że podczas upałów trawa tam przypomina kolorem siano, koniczyna też nie ma się za dobrze. Natomiast plamy krwawnika pozostają zielone i co najważniejsze mięciutkie w dotyku. Chodzi mi po głowie pomysł, aby spróbować na czystej ziemi założyć coś na kształt krwawnikowego trawnika. Materiału siewnego na okolicznych łąkach na pewno nie zabraknie. Jeśli na samym początku nie dopuści się do kiełkowania innych chwastów to jest spora szansa, że rozrośnięty krwawnik niczego już do siebie nie dopuści. Ponadto poza koszeniem nie będzie wymagał więcej zabiegów pielęgnacyjnych. Jeśli się zdecyduję to z pewnością zamieszczę fotorelację z przygotowania takiego alternatywnego „trawnika”.

 

2) Bluszcz pospolity Hedera helix

Hedera helix L.
Hedera helix L.

 

Długowieczne pnącze, które jako jedyne zimozielone występuje naturalnie na terenie naszego kraju. Bluszcz płoży się po ziemi, ale kiedy natrafi na pionowy ,chropowaty element w postaci kamienia, muru czy drzewa wspina się po nim na wysokość do 25 metrów. Jest piękną, klasyczna rośliną, którą w dodatku łatwo pozyskać. Dobrze sobie radzi w miejscach półcienistych jak i całkowicie zacienionych. Przy odpowiedniej ilości wody w glebie może rosnąć i w pełnym słońcu. Nie sadzi się go jednak  w takich miejscach zbyt często ze względu na niecałkowitą w naszym klimacie mrozoodporność. W miejscach słonecznych częściej przemarza. Najlepiej zimą radzą sobie te rośliny, które pełnią rolę dywanu jako, że często zimują pod pokrywą śniegu. Warto też w tym miejscu przypomnieć, że bluszcz jak i inne zimozielone należy przed nadejściem zimy solidnie podlewać.

Bluszcz najlepiej rośnie w miejscach gdzie gleba jest wilgotna, próchnicza, wapienna. Są to rzecz jasna warunki dla niego idealne, ale po dobrym przyjęciu się potrafi się dostosować. Niemniej jednak najlepiej mu w ciemnych, wilgotnych lasach liściastych. W ogrodzie najbezpieczniejsza będzie dla niego północna ściana domu czy garażu. Pięknie się prezentuje oplatając pnie większych drzew. Często poruszana jest kwestia jego szkodliwości dla murów po których się wspina. Bluszcz posiada dwa rodzaje korzeni: standardowe, które pobierają składniki pokarmowe z gleby oraz przybyszowe, które pełnią rolę chwytników czy systemu czepnego. Te drugie odpowiedzialne są za utrzymanie pnącza przy ścianie. Jeśli elewacja została wykonana prawidłowo i nie ma w niej ubytków bluszcz nie powinien jej zaszkodzić. Jest wręcz przeciwnie, pnącza osłaniają mur przed nadmiarem wilgoci. W dodatku bluszcz posiada liście układające się dachówkowato co powoduje, że wody opadowe spływają po nich nie mocząc zupełnie muru. Sądzę, że nie bez powodu częstym widokiem jest kilkusetletnia budowla porośnięta szczelnie bluszczem. Inna sprawa, że dzisiaj stosuje się inne technologie w budownictwie niż sto, dwieście czy trzysta lat temu. Niestety nie wydają się być trwalsze a przemawia za nimi głównie cena więc różnie to może być. Osobiście posiadam bluszcz w trzech miejscach, ale ściana domu musi na niego jeszcze poczekać. Spękania w tynku to jest znak, że zanim posadzę łany bluszczy muszę się wstrzymać do remontu elewacji- przykro byłoby go potem zrywać. A bluszcz jest rzeczywiście taką rośliną, którą mogłabym mieć wszędzie. Tworzy magiczny klimat w ogrodzie.

Jak każda lubiana roślina doczekał się również odmian ogrodowych różniących się miedzy sobą wielkością i kolorem liści, czasem również pokrojem. Także lubiący ciekawostki na pewno coś dla siebie znajdą. Najbardziej znane to m.in. :

Hedera helix ’Goldheart’ o liściach w środku żółtych, wysokość mniejsza niż u gatunku – do 6 metrów

Hedera helix ’Arborescens’ odmiana o pokroju krzaczastym, jej liście wyróżniają się też kształtem- są jajowate lub podłużniejajowate

Hedera helix ’Profesor Seneta’ polska odmiana o liściach zielonych ale kremowo nakrapianych

 

Hedera helix 'Profesor Seneta'
Hedera helix 'Profesor Seneta’

 

3) Winobluszcze

pergola porośnięta dzikim winem
Pergola porośnięta dzikim winem

W Polsce uprawiane są trzy gatunki winobluszczu: trójklapowy, pięciolistkowy oraz zaroślowy. Ten ostatni wydaje się być najmniej atrakcyjnym. Niby liście ma łudząco podobne do pięciolistkowego, ale chyba jednak ich zieleń nie jest tak ładna jak przy pięciolistkowym. Liście są też delikatnie szersze. Poza tym gatunek ten zupełnie nie posiada przylg. Jeśli chcemy go zastosować jako roślinę okrywową to nie robi nam to żadnej różnicy, ale aby piął się w górę potrzebuje konstrukcji przy której mógłby wykorzystać swoje wąsy. Może być to na przykład siatka ogrodzeniowa. Poza tym jest to gatunek łatwy w uprawie, nie ma większych wymagań względem gleby ani stanowiska. Jest też najbardziej mrozoodporny pośród wszystkich winobluszczy.

Winobluszcz pięciolistkowy jest chyba najczęściej wybieranym gatunkiem. Doczekał się dzięki temu wielu interesujących odmian. Zasadniczo ta roślina wspina się także przy pomocy wąsów czepnych, ale posiada również przylgi. W zależności od odmiany są one lepiej lub gorzej rozwinięte. Jeśli planujemy posadzić go przy ścianie budynku najlepszą odmianą będzie ten sprzedawany jako odmiana murowa (murorum), który na końcach wąsów ma ładnie wykształcone przylgi. Jest to także roślina zdrowa, silnie rosnąca, a nie mająca przy tym większych wymagań. W pełni mrozoodporna. Może rosnąć i w słońcu i w cieniu, przy czym jak wszystkie winobluszcze na słonecznym stanowisku lepiej się wybarwia jesienią. Jest to zresztą chyba cecha przez którą stała się tak popularna. Barwny spektakl jaki funduje właśnie się rozpoczyna także polowanie z aparatem czas zacząć :)

Jeśli interesują nas odmiany o barwnych liściach, warto wspomnieć o dwóch: STAR SHOWERS 'Monham’ o biało-zielonych liściach, którą pokazywałam wam w relacji z Wojsławic tutaj oraz odmiana 'Yellow Wall’, która w sezonie ma liście koloru zielonego, jednak na jego zakończenie uraczy nas nie szkarłatną czerwienią a kolorem… żółtym.

Ostatnim gatunkiem jest winobluszcz trójklapowy, który najlepiej czepia się podpór, ścian i wszystkiego co napotka na swej drodze.  Dobrze wykształcone przylgi potrafią nawet „przykleić się „do szyby. Ma też piękne liście- jak sama nazwa wskazuje-trójklapowe. Mi najbardziej podoba się sposób w jaki liście układają się na ścianie- dachówkowato. Niestety ma też swoje słabsze strony. Najważniejszą z nich jest niecałkowita mrozoodporność. O ile zachodniej Polski to nie dotyczy, o tyle w moich stronach (centrum) to już może mieć znaczenie. Poza tym roślina (powtarzam się) bez specjalnych wymagań.

4) Runianka japońska ( Pachysandra terminalis)

runianka japońska
Runianka japońska

 

Runianka japońska to zimozielona krzewinka, która od dłuższego czasu gości w naszych ogrodach. Szkoda wielka, że kiedy pojawiła się u mnie nie potrafiłam się nią zająć tak, jak na to zasługiwała. Miałam odmianę o biało obrzeżonych liściach i to wszystko co wiedziałam na jej temat. Takie „umaszczenie” rośliny zwykle wskazuje na jej większe zapotrzebowanie na słońce, więc poszła na słoneczną rabatę. Nie znając nazwy ciężko było wyczuć czego potrzebowała. Patrząc na to z perspektywy czasu i tak jestem pełna podziwu ile na tej plaży wytrzymała. Ostatecznie to ja sama się jej pozbyłam. W słońcu i przy braku dostatecznej ilości wody w glebie nie tworzyła ładnego dywanu jak na zdjęciu powyżej. Była powyciągana, a liście przybierały kolor zażółconej zieleni. Rozłaziła się, ale nie tworząc gęstego kobierca dopuszczała do siebie chwasty, które ciężko było plewić. Sądząc, że to bylina, której udało się jakimś cudem przeżyć zimę w pełnej szacie, ścinałam ją wczesną wiosną do poziomu gruntu. Po takim zabiegu robiła się ładna, gęsta, ale wraz z nadejściem słonecznych, upalnych dni traciła na urodzie. W pewnym momencie miałam dość. Zrobiłam sadzonki, podarowałam sąsiadom a reszta poszła na kompost. Bardzo dzisiaj tego żałuję i chcę tę roślinę z powrotem. Może sąsiedzi nadal mają :) Naoglądałam się jej już dużo w różnych miejscach i wiem jedno: to roślina, która potrafi przetrwać w skrajnych warunkach, ale tylko zapewniając jej warunki najlepsze z możliwych warto ją w ogóle trzymać. Najlepiej rośnie w cieniu, ewentualnie półcieniu na glebie zasobnej w próchnicę. Co do ph jest bardziej tolerancyjna- nie lubi tylko gleb zasadowych oraz bardzo kwaśnych.  To co jej najbardziej potrzebne to wilgoć. Nie lubi suszy, bo jak napisałam wcześniej: przetrwa, ale ozdobą nie będzie. Ponieważ częste wątpliwości przy jej uprawie dotyczą cięcia to ja przypomnę: wiem z własnego doświadczenia, że znosi je doskonale i ładnie dzięki temu zabiegowi się rozkrzewia. I jeszcze jedna ważna uwaga: jeśli ma rosnąć pod drzewami to raczej nie tymi, które mają rozległy, płytki system korzeniowy, bo będzie jej ciężko.

Runianka 'Variegata'
Runianka 'Variegata’

 

5) Konwalia majowa

konwalia majowa
Konwalia majowa

O ile runianka przybiera na popularności, o tyle konwalia chyba systematycznie ją traci. Jako, że imieniny obchodzę w maju i nie wyobrażam sobie mojego święta bez uroczego bukieciku z tych kwiatów tak nie pozbędę się nigdy sentymentu do tej rośliny. Jest swojska, pachnąca, trochę wiejska a trochę leśna. Mamy październik ,a więc dobry czas na posadzenie konwalii. Mimo, że występuje ona naturalnie na niemal całym obszarze naszego kraju, lepiej zostawić ją w spokoju (jest pod częściową ochroną) i popytać znajomych albo sąsiadów- na pewno znajdzie się ktoś, kto ją regularnie usuwa. A jest to całkiem prawdopodobne, bo niestety roślina może być ekspansywna. Rozrasta się za pomocą podziemnych kłączy i łatwo odradza się z pozostawionych w ziemi kawałków. Jeśli sadzimy taką zwyczajną konwalię jaką można spotkać w lasach, a nie odmianę ogrodową to możemy jej w łatwy sposób stworzyć warunki zbliżone do naturalnych. Musimy wziąć kosiarkę i przejechać się pod drzewami liściastymi- dęby co prawda zrzucą stare liście dopiero wczesną wiosną, ale już wiązy czy brzozy u mnie są żółciutkie i nieźle bałaganią. Do kosiarki podczepiamy oczywiście kosz. Tak rozdrobnione liście mieszamy z ziemią i konwalie będę rosły jak na drożdżach. Jeśli planujemy sadzić je dopiero wiosną to także zbierzmy sobie liście kosiarką. Takie rozdrobnione wystarczy na pryźmie przykryć warstwą ziemi a wiosną będzie to już całkiem fajne podłoże do tego typu roślin.

Czeka nas jeszcze wybór stanowiska. Mamy tu do wyboru cień – piękne liście i półcień – lepsze kwitnienie. Sami musimy zdecydować. Jeśli zależy nam na zielonym dywanie to oczywiście wybieramy pierwszą opcję. Kwiaty będą ,tylko na pewno nie w takiej ilości jak przy widniejszym stanowisku. Jeśli zależy nam na kwiatach i sadzimy w półcieniu czy nawet słońcu to musimy liczyć się z tym, że liście bardzo szybko zaczną żółknąć, potem zasychać.

Tak bardzo lubię zapach konwalii…

 

6) Jałowiec

jałowce
Jałowce płożące (najpewniej odmiana 'Golden Carpet’ albo 'Mother Lode’)

Czas wrócić na Ziemię. Nie oszukujmy się, że często chcemy zadarnić kawałek ziemi nie po to, aby co chwilę chodzić ścinać kwiatostany przekwitłych bylin uważając aby ich przy okazji nie podeptać. Często wybieramy tę opcję ze względów praktycznych. Sadzimy wtedy rośliny okrywowe w miejscach do których jest trudny dostęp (skarpy) albo takich, w których trawnik nie dałby rady. Takimi miejscami są na pewno te znajdujące się w głębokim cieniu, zwłaszcza jeśli do tego dochodzą ścielące się gęsto i tuż pod powierzchnią ziemi korzenie. Ciężkie są też miejsca z przeciwległego bieguna- te, gdzie mamy piasek a nie ziemię i gdzie słońce praży od rana do wieczora. Wówczas mniej się napracujemy jeśli wybierzemy krzewy o pokroju płożącym. A, że Polacy pokochali iglaki to wybór jest ogromy- czasem nawet ciężko dostrzec różnicę między odmianami, ale skoro szkółkarze twierdzą, że odkryli coś nowego to dlaczego mam im nie wierzyć :)

Sprawa z jałowcami wygląda prosto- trzeba im zapewnić słońce i wybitnie przepuszczalną glebę. A, że piachy zazwyczaj są kwaśne to tym lepiej dla jałowców. W odmianach możemy przebierać ile nam się podoba- wybór jest ogromny. Jako, że interesują nas odmiany płożące, wybieramy te niskie- do maksymalnie trzydziestu centymetrów wysokości. Najniższe ścielą się tuż przy ziemi. Mimo to, nawet te najniższe potrafią rozrosnąć się do dwóch metrów na szerokość. Warto zwracać na tę informację uwagę przy kupnie, aby móc prawidłowo dobrać rozstawę. Nie będę tu wklejała zdjęć poszczególnych odmian, bo to chyba nie miałoby większego sensu (za dużo tego). Wymienię tylko kilka:

Jałowiec płożący 'Glacier’ – srebrzysto- niebieskie zabarwienie, do 10cm wys. i ok 1,5 szer.

Jałowiec płożący 'Icee Blue’- także niebieskie zabarwienie przybierające zimą jeszcze bardziej sinego nalotu, do 10 cm wys. i 1m. szer.

Jałowiec płożący 'Wiltonii’ – często spotykana odmiana, bardzo wdzięczna, bardzo niska (10 cm. wys.), na większej powierzchni gdzie posadzono więcej roślin tworzy równą niebieskozieloną plamę. Rośnie intensywnie wszerz ( 2,5 m)

Jałowiec pospolity 'Green Carpet’ zielony, niski

Jałowiec płożący 'Golden Carpet’ igły żółte, baaardzo popularny

Nie nadaję się chyba do takiego wypisywania odmian- od tego są katalogi.

 

7) Irga

Irga
Irga porastająca skarpę w jesiennej szacie

Skoro już jesteśmy przy temacie łatwych w uprawie roślin to nieładnie byłoby pominąć te czerwone teraz od owoców krzewy. Jako rośliny okrywowe możemy zastosować albo irgi rosnące typowo horyzontalnie, gdzie pędy pełzają po ziemi ukorzeniając się przy okazji albo te o pokroju „pajączków”. Pierwsze z nich to na pewno irgi Dammera . Są one zdolne w krótkim czasie utworzyć zwarty, zielony dywan po którym zresztą można spacerować jeśli roślina akurat nie owocuje. Mam je u siebie i po pierwszej zimie byłam mile zaskoczona, że zimozielone liście są w doskonałej kondycji przez cały okrągły rok. Zdarzało się, że gdzieniegdzie coś przemarzło. Zazwyczaj biorę sekator i wycinam to co zbrzydło, bo mnie ręce świerzbią, ale kiedy z tą czynnością się nieco spóźniłam któregoś roku to okazało się, że nie przemarzły całe gałązki a jedynie liście na nich. Ze zmarzniętych moim zdaniem pędów zaczęły spoglądać świeże listki zastępując te, które zimą nie wytrzymały. Roślina pełznie po ziemi trzymając się nisko. Pędy szybciutko się ukorzeniają i irga wędruje dalej. Toleruje wszystkie typy gleb i każdą wystawę. Same plusy.

Pisząc o pajączkach myślałam o irgach typu szwedzka 'Skogholm’ czy drobniutka (Cotoneaster perpusillus). Tego typu irgi (gatunków i odmian o takim pokroju jest więcej) mają łukowato wygięte gałązki. Zwłaszcza u irgi drobniutkiej jest to bardzo widoczne i symetryczne. Bez względu na to jaki gatunek i odmianę wybierzemy pamiętajmy, że irga cięcia się nie boi. Nie wiem niestety jak stare krzewy zareagowałyby na radykalne odmłodzenie, ale może od was się dowiem?

Jeśli jeszcze nie macie, to proponuję sprawić sobie te krzewy ze względu na owoce. A pisząc owoce mam na myśli ptaki. Całe stada przylatują co rano, żeby zjeść swoje śniadanie w czasie kiedy ja spijam pierwszą kawkę na tarasie. Już się przyzwyczaiły i nie są tak płochliwe jak wcześniej. Zastanawiam się czy wiedzą co rośnie kilkanaście metrów dalej. Dopiero będą miały wyżerkę jak mój irgowy żywopłot podrośnie ;)

 

8)Barwinek 

 

Barwinek
Barwinek pospolity

 

Barwinek- zimozielona zadarniająca krzewinka o wszechstronnym zastosowaniu. Można go sadzić zarówno w słońcu jak i w cieniu. Odmiany o liściach wybarwionych na biało potrzebują trochę więcej światła. Barwinek jest bardzo wdzięczny dopóki nie pójdzie za daleko. Z początku wydaje się, że rośnie wolno, ale to tylko złudzenie. Kolejne pełzające po ziemi pędy ukorzeniają się i nagle barwinka robi się trochę dużo. Muszę przyznać ,że bardzo go lubię, ale dosyć ciężko jest nad nim zapanować. Zdecydowanie lepiej od razu poświęcić dla niego większą powierzchnię, a nie wtykać gdzieś, gdzie akurat mamy lukę i potrzebujemy niskiej rośliny. Barwinek się w tej roli nie sprawdzi. Może za to z powodzeniem pełnić funkcję podszytu dla drzew i krzewów. Przycinany to obrzeża znosi to z godnością. Kolejne wyrastające pędy zaczynają nachodzić na siebie i z czasem powstaje całkiem grubiutki dywanik. Należy tylko uważać na to co się dzieje wcześniej. Jak napisałam, z początku rośnie on dosyć wolno. A, że pędy cienkie i długie to powstaje między nimi sporo miejsca dla niechcianych gości. Glebę najlepiej od razu wy ściółkować korą albo torfem, w żadnym razie nie kładźcie włókniny, bo barwinek nie spełni swojej funkcji.

Wymagania barwinek ma, ale ich niespełnienie nie spowoduje, że zginie. Najszybciej się rozrośnie kiedy dostanie od nas żyzną, próchniczą glebę. Zauważyłam też, że baaardzo lubi podlewanie. Jeśli przy jego uprawie się nie przyłożymy to on od tego nie zbrzydnie- jedyne co się wtedy dzieje to to, że zdecydowanie wolniej się rozrasta.

Osobiście bardzo lubię liście barwinków- błyszczące, skórzaste , zawsze zielone. Niemniej jednak wielu ludzi sadzi go ze względu na kwiaty, a te mogą być białe albo fioletowe oraz wszystko co pomiędzy tymi kolorami (czyli niewiele). Są też odmiany podpadające powiedzmy pod kolor różowy ( jest to taki róż, któremu bliżej do purpury). W wielu odmianach występują dwubarwne liście, najczęściej jasno obrzeżone. Taka cecha pozwala ładnie rozświetlić cienisty zakątek pod drzewami.

9) Trzmielina Fortune’a

Trzmielina Fortune'a
Trzmielina Fortune’a 'Emerald Gaiety’

 

Zastosowanie tej trzmieliny jest niemal identyczne jak w przypadku barwinka. Różnica polega na tym, że jest to krzew. Bardzo niski i pełzający to na boki to w górę (jeśli zajdzie taka możliwość), ale krzew. Co za tym idzie, jej pędy drewnieją. Jest to roślina niezwykle elegancka. Szczelnie pokrywa powierzchnię ziemi tworząc zwarte kobierce. Ładnie znosi cięcie, które pozwala z niej formować także regularne, niskie obwódki. Bardzo wdzięczna i atrakcyjna przez cały rok dzięki zimozielonym liściom. W sprzedaży dominują odmiany o pstrych liściach co oznacza, że rosnąc w cieniu nie będzie tak ładnie wybarwiona jak w słońcu. Należy się z tym liczyć. Jeśli chcemy aby była piękna dajmy przed sadzeniem solidną dawkę kompostu i nie omijajmy jej w czasie podlewania, zwłaszcza jeśli jest regularnie przycinana- musi przecież mieć siły, żeby się zagęszczać. Jeśli cięta nie jest to po dobrym przyjęciu się już da sobie radę bez specjalnej opieki.

 

2 thoughts

  1. Wspominałam już, że dopiero zapoznaję się z tym blogiem, stąd mój komentarz po 3 latach od Pani wpisu. Mimo że mam ogród wiele lat od niewielu stałam się dość świadomą ogrodniczką, ale żeby aż tak [jak Pani] to nie. Mam w ogrodzie bluszcze, winobluszcze, trzmieliny jako pnące. Nie znam właściwych nazw [ to ta późna świadomość], ale ciemnozielony bluszcz rośnie na ścianie [ ogrodzenie] o wystawie południowo – zach. i ma się bardzo dobrze. Tnę to, co się nie przyczepi. Trójklapowy porasta ścianę domu – wystawa północno – wschodnia i też ma się dobrze, muszę tylko obcinać, kiedy wchodzi na dach domu. Są jeszcze przywiezione z Londynu – biały z zielonym paskiem i zielony z białym, ale marzną, odbijają i tak w koło Macieju. Mam również vitis coignetiae [ a co!], to moja duma i przyjemność. Wielkie liście, piękne przebarwienia, rośnie obok bluszczu i powoli na niego wchodzi. To była sadzonka z Wilanowa, z trejażu przy pałacu, dostałam, kiedy można było tylko pomarzyć o kupnie. Trzeba go przypinać, mocować, ale nic to, wygląda, teraz szczególnie,” płonąco”. Pozdrawiam, proszę o więcej.

    1. Winorośl japońska jest przepiękna, zwłaszcza jesienią i gdybym miała jeszcze coś, co można byłoby oddać jej w panowanie, to bez wahania bym to zrobiła :) Zazdroszczę więc bardzo bardzo tego pnącza, ale tak zazdroszczę serdecznie :) Lubię kiedy i u mnie roślina ma swoją historię, czasem się skądś przywiezie, czasem uszczknie w czasie wycieczki, dostanie od kogoś szczepkę, albo znajdzie na śmietniku. I potem te historie tak pięknie płyną… I zadziwiające ile szczegółów, z pozoru nieistotnych, potrafi ogrodnik o swej podopiecznej jednej czy drugiej zapamiętać, by potem mieć czym zamęczać swych gości :)

      Ja to w ogóle uważam, że jeżeli wszystko dobrze rośnie w ogrodzie to w zasadzie znajomość nazw… po co? :) Ja jestem takim typem, który w czasie kursu na prawo jazdy, w czasie pierwszej jazdy uparł się, że nie wrzuci tej jedynki dopóki instruktor srodze już zniecierpliwiony nie wytłumaczy krok po kroku jak działa skrzynia biegów. Bo przecież ja muszę wiedzieć jak wszystko działa, nie wystarczy mi, że wrzucę tą jedynkę i zwalniając sprzęgło zacznę dodawać gazu. Nie, ja muszę wiedzieć co i jak, poznać mechanikę, związki przyczynowo-skutkowe- wtedy ruszę :) Za dodatkowe godziny przyszło mi oczywiście zapłacić z własnej kieszeni, ale przynajmniej czułam, że nad wszystkim panuję :) Zapewne podobnie sprawa wygląda u mnie z ogrodnictwem :)

      Pozdrawiam również

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *