Czy myślicie, że jest sens zwiedzać ogrody zimą? Pytam, bo sama nie jestem pewna czy zaplanowałabym wycieczkę o tej porze roku. Jak to jednak z moim zwiedzaniem często bywa, trafi człowiek gdzieś przypadkiem i niemal zawsze jest tam coś „zielonego” do obejrzenia. Tym razem podzielę się z wami zdjęciami z Royal Botanic Garden Edinburgh. Było to zeszłej zimy kiedy spędzaliśmy święta u moich rodziców. Przez wiele lat mieszkali na północy Szkocji i kiedy patrzę na to z perspektywy czasu widzę, że tam było naprawdę co oglądać. Nawet jak ciągali nas po swoich miejscach to były to zwykle zamki i pałace i przy niemal każdym z nich ogród. Była dzicz i piękne widoki. Myślę, że przejrzę ponownie moje archiwum i może uda mi się skompletować coś, co będzie w stanie oddać klimat tamtych miejsc. Potem niestety zmuszeni byli przenieść się gdzieś bliżej ludzi, bliżej miast i pracy i padło na przemysłowe Glasgow :( Zwykle człowiek podgląda nieśmiało przydomowe ogródki, zieleń w mieście, nawet taką przy rondach czy skwerach i w taki sposób wyrabia sobie opinię o danym miejscu. I powiem wam szczerze: z samego Glasgow nie mam ani jednego zdjęcia zieleni. Być może miałam wyjątkowego pecha, ale naprawdę nie natrafiłam na nic godnego uwagi, nawet ciekawszej skrzynki na balkonie. Oczywiście trzeba brać poprawkę na to, że przełom grudnia i stycznia to nienajlepszy moment na fotografowanie zieleni ;) Żeby nie zniechęcić was przypadkiem do tego regionu napiszę od razu, że Szkocja, podobnie jak cała Wielka Brytania obfituje w ciekawe ogrody, które można zwiedzać -trzeba tylko wiedzieć gdzie i kiedy. Polecę wam w tym miejscu pewien przewodnik i stronę na którą niedawno trafiłam. Jest on o tyle cenniejszy w stosunku do ręcznego googlania w sieci, że zawiera informacje także o ogrodach prywatnych okresowo udostępnianych do zwiedzania. Strona i przewodnik tutaj. Im dłużej go przeglądam, tym większą mam chęć pojechać do rodziców późną wiosną… Byłoby cudownie.
Czy ktoś z was wie cokolwiek o polskim przewodniku tego typu?
Wracając do Edynburga. Wejście na teren ogrodu jest bezpłatne, natomiast wejściówka do palmiarni kosztowała 5£. Czy warto? Rośliny tam prezentowane niespecjalnie mnie interesowały, zapłaciłam raczej za samą ciekawość miejsca.
Taki żywopłot to prawdziwy majstersztyk. Wytycza on granicę długiej na 165 metrów rabaty roślin zielnych. Niestety o tej porze roku nie ma już śladu po kwiatach. Na stronie ogrodu wyczytałam, że przegrali z powojem polnym i zmuszeni byli zakładać rabatę od nowa. Uf, nie tylko ja prowadzę tę nierówną walkę. Nie ma co jednak marzyć, że człowiek doczeka tak pięknego ogrodzenia, buki te maja przeszło sto lat :( Co jakiś czas pojawiały się w żywopłocie bramki umożliwiające komunikację pomiędzy poszczególnymi częściami ogrodu. Poniżej zdjęcie takich buków od wewnątrz.
Skoro już jestem przy żywopłotach liściastych, to pokażę wam prosty patent, który mnie osobiście zachwycił. W roli głównej nisko trzymany grab, a jako wypełnienie konwalnik (Ophiopogon planiscapus). Taka obwódka powoduje, że całość wygląda bardzo schludnie mimo ,że graby nie mają już prawie liści. Te, które pozostały mają piękny rdzawy kolor, do tego mokry kamień… zima bez śniegu też potrafi być piękna. Miałam kiedyś konwalniki, ale niestety którejś zimy po prostu wygniły.
Jest to roślinka dostępna u nas od jakiegoś czasu. Ze względu na wygląd liści często sprzedaje się ją jako trawę. Nie jest nią rzecz jasna. Jest byliną częściowo zimozieloną. Jeśli nawet gubi wszystkie liście to zazwyczaj dopiero pod sam koniec zimy, kiedy to lada chwila wybiją z ziemi nowe. Roślina wymaga dostatecznej ilości światła żeby mogła się dobrze wybarwić. Jednocześnie na słonecznym stanowisku wymaga podlewania. Z kolei zimą szkodzi jej nadmiar wilgoci. Niby więc łatwa w uprawie (zwłaszcza, że nie ma specjalnych wymagań jeśli chodzi o żyzność gleby) ale stracić ją można. U mnie ewidentnie wygniła po trzech latach uprawy. Warto więc chyba sprawdzić jej mrozoodporność w naszym ogrodzie zanim zdecydujemy się na zakup kilkudziesięciu sztuk- byłoby szkoda. U mnie w ogrodzie rosły na białym grysiku, ale to był chyba za duży kontrast. Teraz obce są mi takie zestawienia. Chętnie posadziłabym go jako obwódkę do moich świeżych grabów. Dokładnie tak jak na zdjęciu.
Powyżej również graby. Tym razem okalają niewielki placyk wypoczynkowy, którego centralny punkt stanowi dąb szypułkowy ‘Fastigiata’. Przepiękna nawierzchnia. Lubię kiedy w taki sposób ułożone są dachówki karpiówki.
Gdyby takie oczary kwitły w maju czy czerwcu z pewnością mało kto by je sadził. Ginęłyby w tej masie kolorów jaką mamy późną wiosną. Ten cwaniak jednak zakwita wtedy, kiedy inne krzewy jeszcze smacznie śpią. Czasem jest to grudzień, czasem styczeń… tak do marca. Odmiana 'Pallida’ jest chyba jedną z bardziej utytułowanych odmian wśród oczarów. Wyselekcjonowana w Wielkiej Brytanii jeszcze przed wojną charakteryzuje się obfitym kwitnieniem, ale przede wszystkim ładnym, regularnym pokrojem. Oczary mogą przemarzać (zwłaszcza młode egzemplarze) z tego też powodu należy im znaleźć zaciszne, ale słoneczne miejsce. Są to też rośliny typowo soliterowe. Niektóre odmiany pięknie pachną.
Nie tylko oczary zaskakują kwiatami o tej porze roku. Znaleźć możemy również kaliny kwitnące tuż po oczarach lub nawet równolegle z nimi.
Kalin reklamować nie trzeba, ale zdecydowanie należy im się osobny wpis :)
Moja wycieczka miała miejsce na przełomie grudnia i stycznia, ale należy pamiętać, że Szkocja to klimat sporo łagodniejszy niż u nas i rośliny przedstawione powyżej zakwitną w naszym kraju nieco później. Odmiany 'Deben’ w ogóle nie spotkałam w sprzedaży. Trafiają się za to równie piękne 'Charles Lamont’ czy 'Dawn’ :)
Również mahonia już kwitła- tylko jakaś taka zabiedzona się wydaje być.
Klony strzępiastokore są moim zdaniem jednymi z najpiękniejszych klonów na świecie.W zasadzie jest to drzewo, w którym zakochałam się dość wcześnie jako „ogrodniczka”. I całe szczęście. Jedyne sadzonki jakie wówczas znalazłam to były takie trzydziestocentymetrowe kikuty ,po które mój ukochany pojechał specjalnie do Konina :) Dzięki temu, że miłość do nich przyszła tak wcześnie, mamy teraz całkiem dorosłe drzewka, które już jakiś czas temu mnie przerosły. W tym roku podejmę próbę ich rozmnożenia z własnych nasion. Gdyby chociaż rosły nieco szybciej…
Niech was tylko nie zmyli ta kora lśniąca na zdjęciu. Klony te przepięknie się łuszczą, całymi płatami zwijającymi się na kształt laseczek cynamonu. Z tego też powodu nazywa się je klonami cynamonowymi. Łuszczenie to nie jest jednak ciągłe, a okresowe. Nawet jak chwilowo nie ma na nich „cynamonu” to i tak są piękne i warte polecenia.
Idąc dalej tropem roślin dekoracyjnych ze względu na korę nie sposób przejść obojętnie obok metasekwoi czy jałowca.
Nikt mnie już chyba nie skusi na uprawę tej rośliny. Nie nadaje się do uprawy w naszym kraju, bo za długo liże rany po zimie. Przeżywa, ale męczy się i nie wygląda dobrze. Do tego jest cholernie droga. Mam za sobą już trzy sztuki i być może jeszcze kiedyś mogłabym spróbować jej uprawy, ale tylko w pojemniku. Być może w starszym wieku nabrałaby odporności i mogłaby wówczas przezimować w naszym kraju, ale ja wiem czy warto? W sumie to wyglądała na moim trawniku wyjątkowo obco- jak taka kaktusowata choinka :)
No i te wszędobylskie powojniki…
Miłośnicy roślin skalnych (a tych w Polsce nie brakuje) także znajdą coś ciekawego. Na terenie ogrodu znajduje się pokaźne alpinarium. W stosunku do tych roślin trzeba być prawdziwym pasjonatem żeby docenić piękno. Dla mnie na to jeszcze za wcześnie, ale na stronie ogrodu chwalą się, że ich kolekcja jej jedną z najlepszych na świecie. Zainteresowanych odsyłam do źródła tutaj.
Bardzo żałuję, że jak zwykle nie miałam wystarczająco dużo czasu żeby wszystko dokładnie obejrzeć i sfotografować. Powiem wam tylko, że w zamian za to, że mój ukochany dał się namówić na zwiedzanie ogrodu (znowu) to ja musiałam odbyć całodzienną wycieczkę do muzeum lotnictwa ;)
Palmiarnia to jedyny obiekt na terenie ogrodu za który trzeba było zapłacić. Jest gigantyczna. I piękna sama w sobie. Składa się z dwudziestu pięciu szklarni z czego dziesięć jej otwartych dla publiczności. Wszystko podzielone na pięć stref klimatycznych. Pierwszy kwadrans to szok dla sprzętu fotograficznego- różnica temperatur i wilgotności. Wrzucę tylko zbiorczą galerię zdjęć, bo większość roślin znam tylko dzięki etykietkom. Część kojarzyłam z uprawy domowej, inne dzięki owocom. Jednak nie ma sensu żebym w tym miejscu siliła się na opowieści o każdej roślinie, bo chcę się dzielić z wami wiedzą ,którą posiadam dzięki doświadczeniu, a nie internetowi ;)
Mam nadzieję, że nie przynudzałam za bardzo. Pisząc wieczorami nie panuję nad tym.
To jest niezwykłe !