Czas różaneczników minął, przedwczoraj oberwałam ostatnie, pojedyncze już kwiaty :( Nie ma już szaleństwa w szkółkach, nie ma ferii barw na forach internetowych. Czas więc najwyższy na wspominki :)
U mnie różaneczników jak kot napłakał (obecnie 7 sztuk), do tego w zapomnianej części ogrodu. Nigdy jakoś specjalnie nie pałałam do nich miłością. Podziwiałam rzecz jasna ogromne okazy jakie można zobaczyć na Wyspach, ale to tyle. To dla mnie krzaki zobowiązujące, tj. mają (moim zdaniem) tak silny charakter, że posadzenie ich zawsze wiąże się ze sprowadzeniem do siebie „klimatu leśnego”. tak samo myślę zresztą o funkiach czy paprociach. Co więc mnie natknęło, żeby ruszyć temat rododendronów?
Ano takie widoki:
Pod koniec maja miałam przyjemność odwiedzić chyba najpiękniejszy rododendronowy ogród w Polsce, na moje szczęście położony akurat w Łódzkiem. Właścicielką ogrodu jest Pani Bożenka, niezwykle ciepła, sympatyczna osoba dla której maj to zapewne najwspanialszy miesiąc w roku. Pewnie też najcięższy, bo wtedy każdy chciałby chociaż na chwilkę wejść, popodziwiać, tak tylko na chwilę… Ale to ogród prywatny, trzeba sobie zasłużyć ;)
Ogród jest całkiem spory, bo ma ponad 3500 m kw, a dzięki tłu jakie stanowi las bukowy stapia się z otoczeniem i zdaje się nie mieć końca. Zwykle czytając o różanecznikach natkniemy się na informację, że to rośliny do cienia, ewentualnie półcienia. I tak zresztą są sadzone. A pierwsze co mnie w tym ogrodzie uderzyło to słońce. Otwarta przestrzeń i słońce. No, może akurat tego dnia jakoś specjalnie się nie wysiliło, ale widać było, że rododendrony nie rosną pod okapem sosen czy innych, wyższych drzew, a mają pełne prawo korzystać z dobrodziejstw światła słonecznego. Właściciele zakładali ogród 15 lat temu, czyli nie tak znowu dawno temu, ale rośliny są tak wielkie, tak piękne i tak zdrowe, że postanowiłam skrzętnie wynotować wszelkie tajniki uprawy tych krzewów, zwłaszcza, że kilka rad pani Bożenki zupełnie nie pokrywa się z informacjami jakie możemy wyczytać w internecie. Nie wynikają z powielania dziesięciokrotnie tych samych, utartych i wcześniej gdzieś zapisanych stwierdzeń a z własnego doświadczenia- to cenniejsze niż wszystkie poradniki razem wzięte.
To widok jaki roztacza się na ogród z okna salonu. Czy uwierzycie, że TAKIE okno właściciele zasłaniają firanką? Ja wiem, dla mnie to też nie do pomyślenia :)
Nie byłam w stanie wynotować poszczególnych gatunków i odmian, ale mam chociaż nadzieję, że w tych, które pokażę nie zrobiłam błędów. W razie czego, piszcie. Pani Bożenka posiada ponad trzysta różaneczników i azali, niektóre nie do odróżnienia dla amatora, ale starałam się jak mogłam :)
Najpierw Rhododendron 'Percy Wiseman’, dla mnie najpiękniejszy na świecie. Nie przepadam za mocnymi kolorami, dostaję wtedy oczopląsu, ale ten jest po prostu b o s k i ! Niezwykle subtelny w kolorze, ale nie mdły. W pąku różowy, potem rozjaśnia się i przechodzi w łososiowy, może lekko kremowy… Wszystkie fazy obecne na krzewie jednocześnie… piękny po prostu. Zresztą, czy ktoś tu zagląda dla opisów? Zdjęcia proszę:
Krzewy tej odmiany chyba i właścicielka darzy wielką sympatią, bo nie dość, że powtarzają się w ogrodzie to tu, to tam, to jeszcze witają gości pyszniąc się na rabacie u wejścia do domu.
Jest naprawdę wyjątkowy. Piszą o nim, że wytrzymuje mrozy do -23 stopni, to niewiele :( Trzeba mu więc zapewnić miejsce zaciszne i osłonięte, szczególnie od południowej strony. Ale wart jest starań na pewno. Znalazłam go jeszcze tu:
Zostawmy Percy. Nieco widoków ogólnych:
Było też oczko wodne. Nieduże, ale wykonane z dbałością o szczegóły i niezwykle urokliwe.
Kącik z wieeeelkim klonem palmowym ’Atropurpureum’ , pod którym można było przysiąść na ławeczce i podziwiać jak pięknie słońce przebija przez liście podkreślając ich kolor.
Oprócz różaneczników i azalii w ogrodzie jest mnóstwo róż, magnolii, piwonii i wszelakich bylin, krzewów i krzewinek. Prawdę mówiąc, ja nie wiem jak to wszystko tam się mieści. Ja mówię, że lubię przetaczniki i mam ich kilkanaście, a Pani Bożenka mówi, że nie przepada za różami i ma ich ok. 80- to świadczy o skali bogactwa tego ogrodu. Bogactwem są też roślinki praktycznie niedostrzegalne, a cenne, bo rzadkie. Na przykład taki oto maleńki różanecznik:
Ten rododendron to rarytasik. Chcąc go kupić od razu skierujcie swoje oczy na brytyjskie sklepy internetowe, u nas jeszcze nie znalazłam. Ceny nie są wysokie, ale granica mrozoodporności nie zachęca. Co bardziej odporne odmiany znoszą spadki temperatur do -15 °C, te bardziej delikatne wytrzymują do -10 °C. Oczywiście to tylko teoria, bo jak widać u Pani Bożenki zimują i mają się dobrze. Tutaj jest krótka notka o tej roślinie. Autor twierdzi, że „Nasze przeciętne, śnieżne zimy znosi wystarczająco dobrze”. Ponoć jest też do obejrzenia w ogrodach pokazowych Hortulus w Dobrzycy. Może nie jest tak źle z jego mrozoodpornością. A może przyzwyczajamy się powoli do tych zim-niezim :)
Zwróciłam jeszcze uwagę na niewielką krzewinkę przypominającą wrzosiec, ale różniącą się od niego pączkami.
Ta niewielka krzewinka nazywana jest u nas wrzoścem bałkańskim . Kwitnie od czerwca do sierpnia czyli w takim typowym okresie przejściowym między wrzoścami a wrzosami. Ponoć bezproblemowa.
No i piwonie, które dopiero zaczynały:
Do rzeczy.
Uprawa różaneczników według Pani Bożenki
Stanowisko: nie cieniste. Właścicielka ogrodu sadzi swoje krzewy w słońcu i widać, że mają się dobrze. Twierdzi, że w takim miejscu znacznie lepiej kwitną. Gatunki i odmiany szczególnie wrażliwe na mrozy należy jednak posadzić tak, aby przynajmniej od południa były osłonięte przez wyższe rośliny lub po prostu w miejscu półcienistym. Ważne jest aby nie smagały ich mroźne wiatry i zimą nie były wystawione na bezpośrednie nasłonecznienie, bo to dla zimozielonych najniebezpieczniejszy okres.
Podłoże, sadzenie. Zwykle wyjmując roślinę z doniczki tuż przed sadzeniem powinniśmy rozerwać zbitą bryłę korzeniową (lub naciąć nożem), ale nie w przypadku różaneczników. Tutaj zostawiamy bryłę w spokoju. Te rośliny mają bardzo wrażliwy system korzeniowy i rozrywanie korzeni przyniesie więcej szkody niż pożytku. Sadząc powinniśmy wykopać pod każdą roślinę spory dół a rodzimą ziemię przekopać w proporcji pół na pół z kwaśnym torfem. Pani Bożenka ma ziemię piaszczystą i tylko taki dodatek daje przy sadzeniu, żadnej tam mielonej czy przekompostowanej kory i innych „gadżetów”, czysty torf (kwaśny!). Jeśli gleba jest cięższa powinniśmy krzewy posadzić na lekkim wzniesieniu uformowanym specjalnie dla nich. Pani Bożenka zauważyła, że takie sadzenie stosuje się w wielu parkach i arboretach. Rododendrony są wrażliwe na zalanie korzeni i woda musi spod nich odpłynąć. Jeśli mamy glebę przepuszczalną to nie ma problemu, ale przy glebach cięższych to dobre rozwiązanie. Sadzimy i ugniatamy ziemię wokół, ale tak, aby nie uszkodzić korzeni. W pierwszym roku nie dajemy nawozów, sama woda.
Woda. To wydaje się być kwestią kluczową. Krzewy najlepiej czują się wtedy, kiedy zapewni im się odpowiednią ilość wilgoci przy korzeniach. Gospodarze nie posiadają systemu nawadniającego, ale uwielbiają podlewać. Robią to na dwa węże. Kiedy zapytać w jakim okresie ta woda jest najbardziej potrzebna usłyszymy, że przed kwitnieniem, w czasie kwitnienia, po kwitnieniu, latem kiedy zawiązują się pąki kwiatowe na przyszły rok, przed zimą i w czasie suchej zimy kiedy temperatura utrzymuje się powyżej zera czyli…. o wilgoć w glebie dbamy zawsze :)
Ściółkowanie. Co proszę? Kora? torf? Nic z tych rzeczy. Jedyną ściółkę jaką mają rododendrony Pani Bożenki to opadłe liście z nich samych i poobrywane, przekwitłe kwiatostany. To wszystko. Zaczynając przygodę z różanecznikami stosowała korę jako ściółkę, ale szybko okazało się, że u niej w ogrodzie to rozwiązanie się nie sprawdza. Taka kora to materiał organiczny, który w miarę leżakowania ulega rozkładowi. Jest to niby jedna z cech dla której się ją stosuje. Jednak uzupełniając ściółkę zauważyła, że z roku na rok poziom ziemi wokół roślin pomału się podnosił zasypując i dusząc krzewy przez co gorzej rosły. Zrezygnowała więc z niej na dobre.
Nawożenie. W pierwszym roku po posadzeniu nie nawozimy. W kolejnych latach dajemy nawóz mineralny w dwóch dawkach: pierwszą wczesną wiosną, ale dopiero kiedy widać, że rośliny same ruszyły, drugą po kwitnieniu. Jeśli rośliny po zimie wyglądają słabo Pani Bożenka stosuje dodatkowo nawóz dolistny szybko wzmacniający. Opryskuje rośliny mieszaniną typowego nawozu dolistnego , nawozu do iglaków oraz żelaza. Proporcje są uzależnione oczywiście od rodzaju nawozu jakiego użyjemy, nie przekażę wam sztywnych ilości. Trzeba wyliczyć sobie dawkę odmierzając proporcje każdego z nich na litr, potem razem do opryskiwacza i już :) Robimy to wcześnie, jeszcze przed nawożeniem doglebowym.
Coś jeszcze? Kiedy nie ma już co podziwiać obrywamy kwiaty. Jeśli tego nie zrobimy, na tej konkretnej, nieoberwanej gałązce mogą nie zawiązać się pąki kwiatowe na przyszły rok. Pokazywała mi krzewy, które w górnej części (gdzie ręka poprzedniego roku już nie sięgnęła) nie było w ogóle ani pąków ani kwiatów. Do tej pory sądziłam, że obrywanie przekwitłych kwiatostanów podyktowane jest głównie względami estetycznymi. Żałuję, że się wcześniej nie przykładałam :(
Z drugiej jednak strony tak sobie myślę… czy w tych wszystkich arboretach gdzie rododendrony są wielkości niewielkich drzew… czy tam ktoś wdrapuje się na drabinę żeby odłamać kwiaty? A kwitną. Być może (być może!) rzecz w tym, że nieoberwane osłabiają roślinę i ta nie chce już zawiązać tyle pąków co byśmy sobie tego życzyli. A może po zamknięciu bram pracownicy arboretum biorą każdy swoją drabinę… :)
Dosyć przynudzania :) Parę ujęć na koniec i link do Mai w ogrodzie gdzie możecie obejrzeć sobie ogród prawie jak na żywo :)
I jeszcze się wam pochwalę, że otrzymałam w prezencie Novą Zemblę :) Taki prezent, z takich rąk! To się nie może nie udać :)
Piękny ogród! Sama bym go chętnie obejrzała, kiedy kwitną te wszystkie kolorowe cuda. A wpis jest tak ciekawy, że sama nabrałam ochoty na posadzenie rododendrona w moim ogrodzie. Choć na moich piaskach to na pewno będzie nie lada wyzwanie…
Pani Bożenka też ma piaszczystą glebę, ale jak widać różaneczniki nie narzekają :) Na pewno wymaga to mnóstwa godzin z wężem w dłoni, ale efekt wynagradza trud :)
A ostatnio Pani Bożenka magnolie polubiła. :)
Czy słusznie wyczuwam sugestię, że dobrze byłoby tam wrócić ? A ja wiem czy wpuszczą? A może psem poszczują? :)
Psa nie ma i wrócisz wiosną , to pewne.:):)
Skoro mam to na piśmie to już dziś zapowiadam swój przyjazd na kwitnienie Laury :)