Fajny ten wrzesień. Każdy wrzesień jest fajny. Lato jeszcze trwa, ale gorąc ustępuje. Ciepło w słońcu, a jesieni jeszcze nie widać. Wszystko kwitnie, a nawet jak już nie kwitnie to i tak jest. Trwa zasychające i wiadomo, że takie będzie już do wiosny :) Bo ja nie ścinam przed zimą. A wszystko wokół bucha, kwitnie, jest wielkie i piękne. I po trzech miesiącach przeczekiwania dopada ogrodnika kolejna fala ekscytacji, snucia planów, przygotowań do rewolucji ogrodowych. Bo już można. Bo wrzesień :) I wraz pozytywnym kopem pojawia się wysyp imprez ogrodniczych: targi, festiwale, kiermasze i wystawy. I ciągle nas coś kusi. I nie wiadomo, kupić najpierw czy najpierw poryć w ogrodzie? Chciałoby się zrobić nową rabatę, wykonać wcześniej zaplanowaną robotę, ale nie pojechać, nie zobaczyć też żal. I jedzie człowiek jak co roku, bo Zieleń to Życie otwiera ten wczesnojesienny maraton po imprezach. I inaczej nie będzie. Już nie walczę. Już jadę pokornie, bo wiem, że takie spędy to święta ogrodników. I nie ma co mieć wyrzutów sumienia, że dzień, dwa, trzy, pięć poświęciło się na oglądanie, że to samo można kupić w necie, a po inspiracje to na Pinteresta i na łąkę, a nie na targi ;) Ale wiedzieć, że jest tylu innych z bzikiem podobnym do naszego to rzecz bezcenna :) I jedzie człowiek…
Ogród pokazowy
I już podjeżdżając pod halę szuka wzrokiem ogrodów pokazowych. I zonk. Nie doczytał wcześniej na stronie organizatora to i nie wiedział, że konkursu nie będzie. Jeden ogród pokazowy. Wyciąga komórkę i czyta, że „Ogród pokazowy łączy w sobie cechy nowoczesnego wnętrza ogrodowego z klasyczną przestrzenią muzealną. Koncepcja stworzona została w oparciu o idee zewnętrznej galerii sztuki.” I czuje się dziwnie, ale czyta dalej: „pawilon przywodzący bezpośrednie skojarzenia z wnętrzem muzealnym, w którym rośliny pełnić będą rolę żywych dzieł sztuki.” Komu to się z muzeum kojarzy to kojarzy. Mi ten ogród skojarzył się raczej z niskobudżetowymi filmami kostiumowymi. Czemu? Chyba przez te materiały. To była sklejka? To na ścianach.
Wielu osobom nie przypadła ta aranżacja do gustu. Najczęstszym zarzutem była niewielka ilość roślin. Mi osobiście by to nie przeszkadzało, ale te materiały… Ta sklejka i te gwoździe wszędzie. Kiedy zestawić je z klasycyzującymi ławkami robi się dziwnie. I to jak dla mnie nieprzyjemnie dziwnie. Żebyście wiedzieli o czym mówię cyfrowe powiększenie jednej z fotografii:
Mąż nazywa mnie „szczególarzem”. Istnieje więc możliwość, że jestem czepialska w tym momencie i nikt inny nie zwróciłby uwagi na jakieś tam gwoździe, odstające krawędzie czy szpary a fakt, że realizacja odstaje dosyć mocno od projektu … no cóż, „bywa” :)
Muszę jednak przyznać dwie rzeczy. Trzy jednak :)
Po pierwsze sklejkowo-piaskowy kolor przy tak słonecznej pogodzie prezentował się nawet całkiem całkiem. Chyba sprawił, że sam obiekt był bardziej fotogeniczny niż gdyby pozostano przy szarościach z projektu.
Po drugie, rozbijając to na poszczególne elementy, pionowe żaluzje bardzo przypadły mi do gustu- absolutnie pomysł do zastosowania we własnym ogrodzie.
Po trzecie użycie topoli białej na plus. Wiele lat temu targaliśmy z mężem to drzewko wykopane przy torach. Nie mogłam się nadziwić, że takie cudo rośnie u nas w kraju ot tak i nikt nie zwraca na nie uwagi. Teraz rośnie u mnie przed kompostownikiem i żałuję, że to tak daleko. Nie wiem czy wiecie, ale kiedy wiatr wieje to ono świeci. Autentycznie świeci bielą. Dzieje się tak ze względu na gęsty kutner pokrywający spodnią część liścia. W dodatku starsze drzewa mają korę przypominającą tą brzozową. Polecam do dużych ogrodów, bo to potężne drzewo. W zasadzie osiąga takie rozmiary, że nie wiem czy przy kompostowniku to nie za blisko jednak dla niej… Tu fota:
Stoiska czyli po co się tak ekscytujemy
Bo po to jedziemy żeby się ekscytować :) Jednocześnie wracamy często zawiedzeni, że nie było „wow”, nie było „Chelsea”. Nie ta liga. Jeszcze ;) I prawda jest taka, że na stoisko z rozmachem stać tylko największych graczy, reszta musi kombinować albo nie wystawiać się w ogóle. Przytoczę w tym miejscu komentarz jaki ukazał się na blogu pod relacją z Zieleń to Życie 2014. Anna napisała:
Jestem zawodowym ogrodnikiem -projektantem i szkółkarzem,bywam na targach ogrodniczych z obowiązku ,powiem tak :wszystkie targi „siadły”,nie znam przyczyny ,może terminy albo za wcześnie -Gardenia ,trzeba by było „Pędzić” byliny ,żeby zakwitły,albo za późno bo większość przekwitła i trzeba sztucznie opóźnić kwitnienie”Zieleń to Życie”. Stoiska to następny temat ,na wystawienie się mogą pozwolić sobie bardzo duże firmy, tacy „średniacy i mniejsi” ,o startujących absolwentach UPrz,SGGW nie ma co wspominać są bez szans (chyba ,że wezmą pożyczkę w banku) koszty wystawiennicze są zabójcze i co gorsza coraz wyższe – skończy się to tak jak w Łodzi Targi Ogrodnicze znikły – ogrodnicy się „wypieli na organizatorów” i nie wystawiają się, wolą za te pieniądze otworzyć małe Centrum ,sklepik,zrobić we własnym zakresie Dni Otwarte danej szkółki, to jest dużo taniej ,jest kontakt z Klientem,towar nie cierpi z tytułu transportu,nawet zostaje na poczęstunek kawą i ciastkiem.Co do nowości można je znaleźć w internecie ,w ogrodach pokazowych,botanicznych i tp.Przykre ,lubię spotykać się ze znajomymi z branży ale przy takim podejściu organizatorów niestety pozostają mi inne formy kontaktów . Zgłosiłam chęć uczestnictwa,ale ponieważ nie wykupiłam „Spotkań ” to nie mam zaproszenia na dzień profesjonalisty(zaznaczam na wejściówkę mnie stać).To tylko świadczy o podejściu, Zieleń to Życie – hm… czyżby?a może rzeczywiście?
I ok, przyjmuję do wiadomości fakt, że stoisko na targach to koszt. Pewnie ogromny koszt. Pełna zrozumienia odrzucam malkontenctwo i skupię się na tym co mi się spodobało :)
………..
Nie mogę się jednak powstrzymać. Muszę wrzucić coś brzydkiego. Robię to dla dobra osób, które to czytają, a nigdy nie uczestniczyły w ZtŻ. Muszą wiedzieć z czym mogą się zetknąć przyjeżdżając we wrześniu do stolicy. Myślę, że jeśli zobaczą to w rzeczywistości wirtualnej to poniosą mniejszy uszczerbek na zdrowiu psychicznym ;)
I nie z powodu stępionych pazurków, a z powodu świadomości, że za każdą firmą stoją prawdziwi ludzie, nie będę się pastwić nad tym i kilkoma innymi stoiskami. I jak to jest: o gustach się nie dyskutuje czy dyskutować się właśnie powinno?
Mój nr 1
Wyjątkowo moja ocena pokryła się z oceną organizatorów. Stoisko szkółki Kurowscy zdobyło Złotego Wawrzyna za najatrakcyjniejsze stoisko. Był to od początku dla mnie niekwestionowany faworyt.
Zobaczcie jak niewiele potrzeba: trochę czerni, złamanej bieli, prawdziwego drewna, muśnięcie kolorem starego złota i zieleń. I już. I wszystko od kompozycji roślinnych, przez meble, a na wazonikach i kubeczkach do kawy przy ekspresie kończąc, absolutnie wszystko jest tu w punkt. Ogromne gratulacje dla szkółki za wyczucie proporcji, umiar i… dobry gust po prostu :)
Drugie najpiękniejsze stoisko to dla mnie…. Szmit. Nuda powiecie? A co? Tak szybko bylinki się przejadły? ;) Szkółka Szmit nie odpuszcza i ich stoisko za każdym razem wzbudza największe zainteresowanie. Rozmach, bogactwo roślin, a pośrodku tego wszystkiego ogrodowe rarytaski :)
No i mam kolejną zachciewajkę kurcze blade. Była nawet możliwość jej zdobycia, ale chwilowo odpuściłam. Nie żałuję, bo po powrocie do domu spojrzałam znowu na mój przechowalnik roślin nabytych spontanicznie bądź rozmnożonych „na zaś” i stwierdziłam, że dobrze zrobiłam, a co się odwlecze, to nie uciecze :) Także kupno tego derenia jeszcze przede mną, ale spójrzcie tylko na niego i powiedzcie: czyż nie byłam dzielna odpuszczając zakup? :'(
Roślinne nowości
Skoro jesteśmy już przy roślinach. W targowym konkursie na roślinną nowość wygrał… znowu mój faworyt (ja nie wiem co to się porobiło)- przepiękny, majestatyczny miskant chiński w odmianie 'Memory’. To olbrzym osiągający od dwóch do trzech metrów wysokości o perłowo-białych kwiatostanach i szerokich liściach z białym nerwem pośrodku.
Całe szczęście, że w holu należycie go zaprezentowano, bo na stoisku zgłaszającej go szkółki Daglezja wyglądał niespecjalnie:
Z roślin dla siebie wypatrzyłam jeszcze ogromniastego śmiałka darniowego 'Waldschrat’, a szkółka Słowińscy która go zaprezentowała to moje nowe odkrycie :D Wybieram się tam :) Tylko kiedy jak wrzesień taki zajęty?
I teraz pytanie do znawców. Czy odmiana 'Lollipop’ werbeny patagońskiej powtarza cechy rośliny matecznej? Tj. czy zachowuje takie kompaktowe rozmiary?
Z roślin, które na pewno wzbudzały zainteresowanie należały też te, których uroda była co najmniej dyskusyjna. Mam na myśli zepsutą parasolkę zwaną pseudopanax ferox. Osobiście kojarzy mi się z uschniętym modrzewiem ;) Czy jest wśród moich czytelników choć jedna osoba, która chciałaby mieć to drzewko w domu, na tarasie, w ogrodzie? To pytanie całkiem na serio :)
Rzut oka na pozostałe stoiska
Trzy ostatnie zdjęcia zrobione już zostały podczas wystawy kwiatów ciętych i florystyki- Flower Expo Poland- nowego działu Zieleń to Życie. Niespecjalnie miałam na czym zawiesić oko niestety. Wszystkie kwiaty mi się podobały (jakże mogłoby być inaczej), ale sam sektor przypominał trochę giełdą kwiatową, na której nie można nic kupić :( Przeleciałam więc prędziutko, nawąchałam się na zapas i tyle mnie widziano :)
Jako człowiek z własnej, nieprzymuszonej woli parający się blogowaniem o ogrodnictwie poleciałam też na IV (już) Spotkanie Blogerów Ogrodniczych. Posłuchałam trochę co ma do powiedzenia Wojtek Wardecki (było o współpracy blogera z firmami i agencjami) i Barbara Czyżowicz- specjalistka od PR-u i mediów społecznościowych. Niestety dwóch innych wystąpień, na których mi szczególnie zależało nie mogłam wysłuchać, bo miały miejsce w sobotę, a w sobotę moi drodzy… to ja już trawnik wertykulowałam ;) Oj tak, nie ma co tracić czasu, impreza imprezą, ale robota sama się nie zrobi :)
Dla mnie sama wystawa to strata czasu i pieniędzy, przynajmniej tak to wygląda z perspektywy tych wielu godzin spędzonych w samochodzie. Na szczęście w pobliżu Warszawy mam sporo ogrodniczych znajomych więc udało mi się fajnie spędzić ten weekend.
Bardzo celnie opisałaś ZtŻ. Wprawdzie krakowskiej wystawie daleko do warszawskiej, bo jest to głównie kiermasz z roślinami ale może dzięki temu ogrodnicy amatorzy i działkowcy wychodzą z niej zadowoleni. Jednakże również w jakimś tam okresie ceny stoisk były tak wysokie, że plac na Klimeckiego świecił pustkami.
O krakowskiej wystawie nigdy nie słyszałam, ale musiałoby się dziać tam coś wyjątkowo ciekawego żebym ruszyła w drogę- niestety dla mnie to bardzo daleko. Do Warszawy 1,30h więc można powiedzieć „po sąsiedzku” :)
Na zakupy wybieram się za to do Skierniewic na Święto Kwiatów (taki kiermasz, ale duży), choć dla Ciebie to szmat drogi i pewnie nie zajrzysz- ale tak informuję na wszelki wypadek ;)
Kiedyś byłam:) Dawno. Mam w Skierniewicach przyjaciółkę:) Niestety daleko, prawie tak daleko jak do Warszawy. Zresztą nie mam miejsca już na nowe nabytki:)
Zapraszam w ten weekend do Skierniewic na Święto Kwiatów :-)
To może Ja tez się wypowiem w sprawie wystaw. Miałam przyjemność bywać na kilku dużych wystawach typu Hampton Court itp. . W Polsce z jakiegoś dziwnego powodu idealizuje się brytyjskie wystawy ogrodnicze szczególnie Chelsea. Kulisy często są zupełnie rożne od naszych wyobrażeń. Na wystawę zaprasza się tylko znane nazwiska, i od lat ogrody pokazowe tworzone są przez tych samych ludzi, młodzi choćby nawet i najzdolniejsi, maja marne szanse by bez odpowiednich znajomości przebić się do tego 'światka’. Dodam także ze koszty wystawiennicze są ogromne, i często ogrody sponsorowane przez największe firmy światowe – bo to dla nich swoisty prestiż. Tu tez Rośliny są pędzone do granic możliwości, no bo skąd nagle w połowie maja jeżówki, czy chryzantemy? Każdym z nich rządzi komercja, ilość budek z jedzeniem, i piwem, i innymi luźno związanymi z ogrodnictwem przedmiotami przewyższa czasami ilość wystawców! Dodatkowo tłok tak potworny, ze oprócz morza głów nie widać nic innego. Dlatego wiele osób z którymi rozmawiałam na Chelsea i inne tego typu wystawy już nie wróci, woli oglądać relacje w tv bo i taniej, i więcej widać:) Albo wybiera znacznie mniej popularne miejsca. W Polsce wystawy ogrodnicze są jeszcze b. młode, a Pastwo Kurowscy, świetnie pokazują jak raczej niskim kosztem stworzyć coś naprawdę oryginalnego co będzie cieszyć oko….
Co do Pseudopanaxa….no cóż tu faktycznie marne okazy, w Anglii, wylądowałyby raczej na śmietniku ;) Ale widuje je często ładnie rozrośnięte, i odpowiednio zaaranżowane wyglądają b. ciekawie, ot taka gratka dla Ogrodników zbieraczy…. Pozdrawiam
Bardzo mi miło kiedy ktoś profesjonalnie związany z ogrodnictwem wpadnie do mnie i zada sobie trud podzielenia się własnymi refleksjami- to często rzuca nowe światło na różne sprawy. Dziękuję za to :)
Czemu my tak na Chelsea zapatrzeni? Pewnie dlatego, że to stosunkowo blisko i geograficznie i co za tym idzie pod względem klimatu. Możemy więc próbować pewne rzeczy przenieść wprost na rodzimy grunt. Same realizacje ogrodów pokazowych też są na poziomie nie do obejrzenia w naszym kraju jeszcze. Wiadomo, że to są koszty horrendalne, ale sam fakt, że ktoś chce je ponosić świadczy o podejściu i randze tej dziedziny życia w Wielkiej Brytanii- taka moja opinia. Czytałam kiedyś na którymś z blogów o tym jak wygląda procedura zmian w projekcie zakwalifikowanym do wystawy i powiem tak: to jest wyższa szkoła jazdy. Albo znane wszystkim obrazki pooddzielanych bibułkami płatków kwiatów przywiezionych właśnie na wystawę… My tutaj po prostu tęsknimy do sytuacji, w której ktoś tak się stara, tak dba, żeby wszystko wyglądało jak należy. Że ktoś szanuje odwiedzających, którzy płacą za to niemałe przecież pieniądze.
Chciałabym móc sama ocenić czy brytyjskie wystawy ogrodnicze są takimi imprezami, na które warto wrócić i wierzę, że kiedyś się uda :) Było nawet bardzo, bardzo blisko, ale szybka kalkulacja pokazała jasno, że wyjazd i trzy/ czterodniowy pobyt w Londynie plus wejściówki dla trzech osób to tyle, co kosztowałaby objazdówka po ogrodach holenderskich- odpuściliśmy a potem i tak wszystko padło- shit happens ;)
Oglądałam wczoraj te parasolki większe i mniejsze, ale to dla mnie za dużo :) Nie mówię, że nie mam za sobą dziwolągowych epizodów. Po pobycie w Szkocji, zapatrzeni na wielkie okazy araucarii araucana posadziliśmy u siebie jedno. Padło. Potem dwa kolejne. Niestety (a może stety) nie mamy już żadnej. I dobrze, bo regenerowanie uszkodzeń mrozowych to był niekończący się koszmar estetyczny dla mnie :) Korzystam z brytyjskiego katalogu roślin to widzę, że klimat to tam sporo, sporo łagodniejszy. Niemniej jednak i tak łatwiej i bezpieczniej podglądać nam rośliny z Wysp niż na wystawach w Australii chociażby :)
Pozdrawiam również.
Tę „parasolkę” to zobaczymy kiedyś żono w jej endemicznym środowisku, w Nowej Zelandii ;-)
Ok, i tam ją zostawimy :)
Witaj ! Też byłam na tej wystawie – po raz pierwszy, choć bywałam na innych wystawach, przeważnie w Poznaniu. Ta w Warszawie nie zachwyciła mnie – niestety. Niektóre stoiska bardzo mizernie zorganizowane, brak ogrodowych inspiracji. Chyba zbyt wiele sobie obiecywałam. Zabrakło mi galanterii do ogrodów. Kiermasz, zorganizowany na zewnątrz był minimalistyczny. Ogród pokazowy – szkoda gadać. Pozdrawiam :)
Hej. Przeczytałam Twój post Zieleń to Życie i znalazłam w nim zdjęcie rośliny miskat chiński w odmianie Memory. Muszę przyznać, że wcześniej nie widziałam tej rośliny. Bardzo mi się spodobała. Ma piękny pióropusz :) Ja w ten weekend uczestniczyłam w Targach Rolnych w Barzkowicach woj. Zachodniopomorskie. Zresztą odwiedzam te targi co roku. Co prawda można znaleźć na nich nie tylko rośliny, ale są to tak duże targi, że zawsze spotkam nowe okazy kwiatów. Pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów w ogrodnictwie http://magicznyswiatroslin.blogspot.com/
Werbena nie zachowa cech matecznych, wysiana będzie już nie lolipop, a werbeną wysoką.