Jakie miasto taki i ogród społeczny
Jakie obrazy wyświetla wasza głowa na hasło: „ogród społeczny”? Bo moja puszcza filmy kręcone ręką amatora, z niezdarnym cięciem popaletowych desek okalających skrzynie z zabiedzonymi warzywami, z ogromnymi pokładami miłości umiejscowionymi w maleńkiej sadzonce dębu partyzancko zasadzonego na miejskim skwerze. Widzę dużo chęci, przyjaźni i miłości do roślin. Widzę brzydotę, która nie ma znaczenia wobec solidarnościowego gestu tworzenia zielonej wspólnoty. Widzę skrzynie, beczki i palety. Widzę tymczasowość, kontenery i radość. Widzę ogród, który jest etapem i doświadczeniem, a nie celem samym w sobie. Z powodu tych naleciałości ciężko mi czasem uwierzyć że ogród społeczny może porażać pięknem także w warstwie estetycznej. A jednak dzisiaj chcę wam pokazać przykład takiego właśnie miejsca, choć nie każdy zgodzi się, że to ogród społeczny sensu stricto.
Vlinderhof
Vlinderhof – bo o nim mowa – to niewielka część dwustuhektarowego parku Máximapark w holenderskim mieście Utrecht. Sam ogród zajmuje powierzchnię ok. 5000 metrów kwadratowych, a jego lokalizacja sprawia, że wydaje się on schowany, przytulny i panuje w nim taki fajny, kameralny nastrój. Efekt potęgują dźwięki odbijające się wokół, przez co akustyka miejsca przypomina nieco tę znaną z blokowych podwórek. Sam ogród jest bardzo napakowany, intensywny, strasznie kolorowy i kwiatowy. Nic dziwnego, motywem przewodnim było miejsce dla owadów, a nazwa „Vlinderhof” to po prostu „Ogród motyli„.
W tym szaleństwie jest metoda
Ogród powstał z inicjatywy lokalnej społeczności, której przewodził Marc Kikkert. To on, po przeprowadzeniu się do domu usytuowanego na obrzeżach parku, dostrzegł niewielki, niezagospodarowany jeszcze kawałek przestrzeni. Kiedy pojawiła się w jego głowie myśl o przyszłym ogrodzie, to zaraz potem pojawiła się druga, duża bardziej szalona, że ten skrawek zieleni mógłby zaprojektować sam Piet Oudolf – wg niektórych najwybitniejszy projektant jaki stąpał po holenderskiej ziemi. Wziął to co miał (czyli dobre chęci) i udał się do Gminy Utrecht. Ponoć urzędnicy z lekkim niedowierzaniem przyjęli jego pomysł, ale obiecali, że jeśli tylko zorganizuje on odpowiednią liczbę wolontariuszy do stworzenia i utrzymania ogrodu, znajdzie sponsorów na wyłożenie kilku tysięcy euro na projekt, a przede wszystkim przekona do jego wykonania samego mistrza Oudolfa, to gmina pomysł poprze przekazując teren na rzecz społecznej budowy nowego ogrodu. W 2013 r. oficjalnie przekazano ziemię, a już w 2014 Vlinderhof zostało otwarte.
Moim zdaniem dosyć łatwo jest wzbudzić w ludziach chęć działania, jeśli działanie to ma charakter święta, dużego wydarzenia, czegoś na co się czeka, co się następnie dokonuje i co na koniec wspomina. Dużo trudniejsze wydaje się być zapewnienie dyspozycyjności już po tzw. wielkim otwarciu. A tutaj to się udało i trwa w najlepsze. Ogród utrzymywany jest przez wolontariuszy i naprawdę wygląda świetnie. Ludzie przychodzą, pielą, zamiatają ścieżki, myją ławki, dbają po prostu o swoje miejsce. Robią to zarówno na zorganizowanych spotkaniach sąsiedzkich jak i samotnie w ramach popołudniowego relaksu. Fotografując Vlinderhof spędziłam w nim wiele godzin. Widziałam w tym czasie kilka osób, które pojawiły się tam tylko po to, żeby coś „podziabać w ziemi”. I ja ich rozumiem, mieszkając blisko, sama chętnie spędzałabym tam popołudnia. Wtedy mój prywatny ogród mógłby zajmować naprawdę symboliczną powierzchnię. Czy nie tak aby wygląda przyszłość? :)
Rabaty miękkie i kwitnące wody wymagające
Plan nasadzeń poszczególnych rabat znajduje się na stronie Vlinderhof, do której zalinkuję na końcu posta. Plan jest interaktywny, więc bardzo polecam każdemu, kto chciałby przeanalizować budowę takiej typowej „Oudolfowskiej” rabaty. Ostrzegam was tylko, że po pierwsze, liczba chciejstw wzrośnie, a po drugie, to chociaż nasadzenia mają preriowy look, to rośliny użyte tutaj sprawdzą się raczej na glebach stale wilgotnych. W końcu ciągle jesteśmy w Holandii – kraju na wodzie :)


Vlinderhof tonie w trawach ozdobnych?
Wydaje się, że tak. I racja, wydaje się.
W rzeczywistości stanowią one tylko dodatek, który jednak w momencie naszej wizyty w połowie października niesłychanie dobrze komponował się z zasychającymi na stojąco bylinami.

Trzcinniki krótkowłose to te mające najsolidniejszy, najbardziej rzucający się w oczy kwiatostan ze wszystkich użytych tutaj traw. Śmiałki darniowe, sporobolusy różnołuskowe do kompletu z prosami robią tzw. chmurki, a pojedyncze kępy wysokich trzęślic czy rosnących po brzegach kostrzew Maire’a idealnie dopełniają kompozycji. W sporych jednolitych plamach użyto seslerii jesiennych … A dobra, proszę, pełna lista traw, których użyto w tym ogrodzie:
drżączka średnia Briza media |
trzcinnik krótkowłosy Calamagrostis brachytricha |
śmiałek darniowy Deschampsia cespitosa ’Goldtau’ |
kostrzewa Maire’a Festuca mairei |
hakonechloa smukła Hakonechloa macra |
perłówka orzęsiona Melica ciliata |
trzęślica modra ‘Moorhexe’ Molinia caerulea ‘Moorhexe’ |
trzęślica 'Transaparent’ Molinia litoralis 'Transparent’ |
proso rózgowate 'Shenandoah’ Panicum virgatum 'Shenandoah’ |
sesleria jesienna Sesleria autumnalis |
Pięknie, prawda? Od razu robi się ciepło od takiej ilości różu. To chyba jeden z najbardziej kwiatowych ogrodów Pieta Oudolfa. Wróćmy jednak do jesieni.
„Brązowy też kolor”
Paleta kolorów zgoła inna, ale czy można powiedzieć, że uboższa? Ostatnie kwitnące na fioletowo astry, żółte plamy przebarwionych już amsonii, do tego wciąż obecna dzielna zieleń i pierwsza setka posezonowych brązów. Czy to mało? Tyle kolorów obok zróżnicowanych faktur, białe puszki ulatujące ze strąków trojeści bulwiastej i niemal czarne kropki mikołajka ledwie wystające ponad mgłę śmiałkowych kłosków… tyle się dzieje, a ja zdjęć nie wstawiam? Na zakończenie spaceru kilka ostatnich :)

Vlinderhof okazało się być takie, jakim je sobie wyobrażałam, no może nieco bardziej ciche. Spodziewałam się turystów z aparatami, a zastałam ludzi z książką, kanapkami czy motyczką :) To nie jest typowy miejski skwer, ale żeby to zrozumieć trzeba spojrzeć przez chwilę na okolicę (można przez street view googla).
Park, którego częścią jest Vlinderhof to nie bańka na obrzeżach której każdy chciałby mieszkać. Jest dokładnie odwrotnie, czyli to nie domy otaczają park, to park otacza domy. Zabudowane uliczki wcinają się w przestrzeń parku bez żadnego skrępowania. Przejście miedzy własnością prywatną, a zielenią miejską jest tak płynne, że czasem niezauważalne. W kilku kluczowych miejscach odnajdziemy tablice informacyjne czy symboliczne bramy, ale jednak spacerujemy tutaj po osiedlu, które samo w sobie jest jednym wielkim parkiem. Pięknym doświadczeniem było dla mnie przemierzać te alejki. Mam nadzieję kiedyś jeszcze do tego wrócić.
Na koniec obiecana mapa ogrodu, wystarczy kliknąć na grafikę poniżej. Ważne info: nie przełączajcie strony na język angielski, tylko w holenderskiej wersji wszystko działa jak należy.
Na blogu mam również post, o prywatnym ogrodzie Pieta Oudolfa, o TUTAJ :)
Cos niesamowitego. Dziekuje za ten noworoczny podarunek .
Czy moglabym poprosic o przyblizona wielkosc pojedynczej rabaty? Oczywiscie pytam z czystej babskiej ciekawosci . Zalozylam rabate jesienia a’la Oudolf ( to a’la jest istotnie:-) ) , wiosna zobacze jak umiem 'papugowac’ .
Pozdrawiam serdecznie. Urszula
To zależy która, taka na przykład „H” będzie miała gdzieś 8×10 metrów, może 12×10, coś w tych okolicach. Cała ta najdłuższa ścieżka prowadząca przez środek ma ok. 100 metrów dla porównania. Przydałaby się podziałka liniowa na tym rysunku :)
Powodzenia z nową rabatą, to wyczekiwanie na pierwszy bujny sezon jest super. Coś się uda, coś zupełnie nie wypali, a jeszcze jakaś niewielka rzecz, o której szczególnie człowiek nie myślał zabłyśnie tak, że przyćmi wszystko dookoła otwierając wrota do zupełnie nowej inspiracji. Zazdroszczę, ze to przed tobą :)
Duża ta twoja rabata?
Gdy za oknem biała zima, miło przenieść się myślami do takiego dzieła sztuki jakim jest Vlinderhof. Zazdroszczę, że tam byłaś 😉
Chcę tam wrócić i pomieszkać w domu przy parku. W parku. Brzmi jak plan :)
Ach i Och! Nie dla ogrodu, który oczywiście podziwiam :) Są dla ciebie za tekst, za informacje o jego powstaniu :) i za te trochę inaczej sfotografowane widoki, niż reszta zdjęć krążących po necie.
Rogryzałam rabaty Vlinderhofu na linkowanej stronie, gdy zdecydowałam, że zrobię u siebie rabatę a’la Oudolf. Ale chciejstwo powstało na widok jednego konkretnego zdjęcia z zupełnie innego ogrodu projektu Oudolfa.
Wydaje mi się, że Vlinderhof nie da się inaczej sfotografować. On ma kilka takich punktów, z których widoki były najlepsze i to ta perspektywa powtarza się różnych fotografiach, u mnie nie jest inaczej. Ale to dobrze, to znaczy, że wszyscy intuicyjnie odbieramy skąd mamy na ogród patrzeć :)
Zdradzisz, które zdjęcie i z którego ogrodu tak na ciebie podziałało?
Masz rację co do fotografowania, ale zawsze jest oko fotografa :) Fotografia tego samego miejsca zrobiona pod innym kątem, z inną głębią ostrości… Tysiąc szczegółów i tyleż efektów.
Piet Oudolf, Bonn Garden (fot.Jürgen Becker), a konkretnie to zdjęcie
https://pl.pinterest.com/pin/413064597079202908
Zdjęłam je dawno temu ze strony Oudolfa. Teraz jakoś nie mogę znaleźć. Dlatego linkuję do pinterestu.
Alez zazdroszcze tej wizyty! Vlinderhof obserwuje od kilku lat, wchodze na kolejne rabaty i czytam o roslinach na nich rosnacych. Pojechalas tam w najpiekniejszym momencie jesieni. Holandia jest tak niedaleko, niestety rozne zobowiazania nie pozwalaly tam pojechac. Dziekuje za przepiekne zdjecia i opis.
Nie zgadzam się. To nie był idealny czas. Idealny czas był dokładnie dwa dni wcześniej ;)
Vlinderhof jest w pierwszej piątce ogrodów które chciałabym kiedyś zobaczyc:). Przepiękne zdjęcia robisz!
Dziękuję, staram się :)
Fantastycznie było przeczytać na Twoim blogu nowego posta 😊 no i te piękne zdjęcia! Strasznie mnie o tej porze roku świerzbią moje zielone paluchy 🥺
Nie czekaj dłużej, poturlaj nimi nasionko 😉
Czekałam, czekałam i się doczekałam :D Nowego posta oczywiście :)
Dziękuję i pozdrawiam :)
Pozdrawiam Basiu
Cudowna kolorystyka! To jeden z nielicznych tego typu ogrodów, w którym nie ma zbyt dużo żółtych kwiatów (mówię o lecie i wczesnej jesieni) i dlatego mnie tak zachwyca. 😀 Śliczne zdjęcia, pozdrawiam
Pięknie się prezentuje! Ja tak samo jak moja poprzedniczka Edyta też nie jestem zwolenniczką żółtego koloru w ogrodzie. Pozdrawiam Cię serdecznie :)
Wow!
Ależ te piękne widoki zapierają dech w piersiach.
Ciekawe jak takie inicjatywy sprawdziłyby się w polskich warunkach.
W Polsce powstaje każdego roku wiele ogrodów społecznych, choć takiego, w którym główną rolę gra jedna osoba, jeden projektant to rzeczywiście nie kojarzę, co nie znaczy, że nie istnieje :) Częściej jednak mamy do czynienia z realizacją w tych ogrodach społecznych potrzeb innych niż estetyczne. I to też jest ok :)
Piękne zdjęcia i doskonały opis. Ciekawa historia, ciekawe miejsce i nie mam na myśli tylko ogrodu. A sam ogród wspaniały i taki jakby…wzruszający. Nie potrafię powiedzieć, czy wersja letnia czy jesienna jest piękniejsza. A ciekawe, jak wygląda wiosną? Są tam cebule?
Cebulowe są oczywiście :) Mam informację, że jesienią 2014 roku wkopano dwadzieścia tysięcy cebul. Za projekt nasadzenia geofitów odpowiadają Edwin Barendrecht i Hans van Horssen. Na stronie tego drugiego jest nawet dostępny do podglądu.
O, tutaj:
https://www.hansvanhorssen.nl/files/cache/vlinderhof-bollenplan-f3be892f.jpg
Cudownie napisane 😍 miło było przeczytać jednym tchem. Brawo. Świetne fotografie. Pozdrawiam serdecznie inesogrodymarzen.blogspot.com
Uwielbiam ogrody Oudolfa i ostatnio pokazałam parę przykładów architektce zieleni. Ona bardzo odmawia mi takich nasadzeń twierdząc, że są to ogrody jedynie pokazowe, prezentowane przez krótki czas i że nie ogarnę takiego ogrodu u siebie. Widzę, że Pani ogród wygląda podobnie. Czy uważa Pani, że jest bardzo wymagający?
Takie ciekawe pytanie, a ja je przegapiłam…
Odpowiedź nie może być prosta. W projekty tego typu niemal zawsze wpisana jest zmiana. Zazwyczaj osoby decydujące się na stworzenie u siebie ogrodu preriowego godzą się też na doglądanie go raz na jakiś czas przez projektanta. Papier wszystko przyjmie, ale ogrody i warunki w nich panujące potrafią zaskoczyć i dobrze jest jeśli autor takiego pomysłu może czuwać i w razie potrzeby coś zmienić w nasadzeniach. Tyle w kwestii osiągnięcia zamierzonego efektu. A z czysto praktycznego punktu widzenia moje preriowe nasadzenia są najmniej wymagającymi w cały ogrodzie. Jedno duże cięcie wiosną, nieszczególnie dokładne sprzątanie, jedno nawiezienie jeśli potrzeba i tyle. Jeśli trafi się dłuższy okres suszy to oczywiście podleję (nie mam nawadniania) ale staram się tego nie robić. To wszystko :) Tyle, że ja jestem autorem u siebie, więc jeśli zauważę, że coś słabnie, albo wręcz przeciwnie, próbuje zdominować mi rabatę to decyduję czy wymieniam, czy wyrywam samosiejki czy może nic nie robię i obserwuję co będzie :)
Napisz coś może na ten temat, albo ukradnę ci tę odpowiedź i wstawię na Trawy Ozdobne :)
Pani Moniko, jest Pani dla mnie prawdziwą inspiracją w temacie ogrodnictwa ❤️ Dziękuję, że dzięki się Pani swoją wiedzą. Mam taki dylemat i pomyślałam, że może Pani mogłaby mi podpowiedziec. Zbieram trochę bylin polnych, wysiewam nasiona i co roku mam ich coraz więcej. Nie chciałabym rozkopać całego ogrodu na raz, żeby nie zrujnować życia w glebie. Większość miejsc przeznaczonych na rabaty pokryta jest aktualnie trawą – taką dziką, z koniczyną, stokrotkami, fiołkami i mleczem. Zastanawiam się, czy nie wsadzać miejscami tych nowych roślin pomiędzy trawę, zdzierając darń w kształcie niedużych plam. Zostawić te trawy, zeby rosły wysokie a jeśli się nie sprawdzą, to za rok – zamienić je bardziej „wyszukanymi” gatunkami traw. W miejscach gdzie byłyby te nasadzone byliny, ściółkowałabym glebę, żeby trawa się nie rozrosła. Myśli Pani, że to ma sens?
I tak i nie :) Zdjęcie darni kawałkami i wsadzenie tam roślin kwitnących da im na pewno chwilową przewagę nad trawami. Natomiast jeśli są to rośliny, które rosną naturalnie tylko tam, gdzie nie ma zwartej roślinności to po chwili i tak znikną z tej łąki. Jeśli efekt ma być w miarę trwały to warto w takie place wsiewać rośliny, które widzi pani, że rosną wśród gęstych traw, czyli np. nie mak polny, a jastrun właściwy, nie naradka, a krwawnik itp. Trzeba po prostu rozglądać się wokół i sprawdzać co zniesie konkurencję traw i też fajnie jest je czasem rozciąć (tj. trawy), zrobić dziurę w darni, w jakiś sposób uszkodzić, aby otworzyć okienko potencjału dla innych ;)